Jarek marzy o tym, aby zwiedzić cały świat, zobaczyć każdy jego kawałek. I Jarek i Ela zawsze lubili nasze wyprawy. Od małego starałam się pokazywać im piękno i różnorodność świata - Poznań, Kraków, Praga, Budapeszt, Efez, Luksor. Miasta, lasy, góry, morza....
Z powodu zawirowań osobistych na jakiś czas schowałam moje marzenia dotyczące podróży na dno mojego plecaka. Właściwie już sobie powiedziałam - co widziałaś, to Twoje, przed dziećmi całe życie, a Ty... może kiedyś...
I ten pełen rezygnacji spokój zaczął podkopywać Jarek. Mamo, pojedźmy gdzieś. Mamo, zobacz, zaznaczam na mapie kraje w których byłem. Mamo, marzę aby być w każdym kraju na świecie.... Mamo...
I z dna plecaka wypełzały obudzone marzenia i łaskotały....
W końcu (po analizie finansów...😉) decyzja! Jedziemy do Albanii!
Super!! Hura! Będziemy lecieć samolotem? - zapytała Ela.
Hm... w końcu, od czerwca, mam samochód. I prawo jazdy 😀. Hm... Łaskotki przybrały na sile.
Jedziemy samochodem! Zobaczcie, ile państw zobaczymy po drodze!
I się zaczęło! Siedzieliśmy nad mapą (no dobrze, przed ekranem) i wyznaczaliśmy trasę.
Ale apetyt rośnie w miarę jedzenia! Jak Albania, to przecież o Grecję można zahaczyć. I jak blisko Wenecja!!! Nawet na egzaminie z historii Jarek mówił o tym, że chce zobaczyć Wenecję, póki jeszcze to możliwe.
Marzenia już nie leżą na dnie plecaka. Unoszą się nad nami, zanurzamy się w nich, łapiemy w ręce i zamieniamy je w plany. Budujemy bazę materialną.
Nasze wspólne plany, nasza wspólną przygoda. Trzymajcie kciuki
Komentarze
Prześlij komentarz